wtorek, 13 sierpnia 2013

Osiem powodów, by zacząć oglądać Shingeki no Kyojin









Nic nie jest takim zastrzykiem weny jak świadomość, że twoja współautorka napisała na  waszym wspólnym blogu dwa posty(w tym powitalny, ale to szczegół). Szczęśliwie dało mi to jednak czas, by wybrać odpowiedni temat na swój pierwszy post – temat, który doskonale wpisuje się w słodką atmosferę i błekitniutkie tło z pandami.
A będzie to recenzja  - a raczej całkowicie subiektywne wywody na temat anime już typowanego na najlepsze tego roku:


Shingeki no Kyojin/Attack on Titan.
Postapokaliptyczne wizje, czy to w filmach, książkach czy też ostatecznie w  anime, nigdy jakoś do mnie nie przemawiały.  Katastrofy dziesiątkujące ludzkość i głęboko ,,poruszające’’ losy tych, którzy przeżyli, po kilku(w najlepszym wypadku) minutach wywoływały u mnie wzruszenie ramionami i odruch szczęki zwany popularnie ziewnięciem.
Dlatego też premiera wspomnianego anime nie wywołała u mnie głębszych emocji.
Do czasu.
Dokładnie do czasu, gdy ów twór zaczął mnie atakować niemalże ze wszystkich frontów.  Internet ni stąd ni zowąd wypełnił się fanartami, gifami, AMV. No i zachwytami. Że grafika, że postacie, że fabuła. Wszelkobylskie ochy i achy doprowadziły mnie w końcu do prostej konkluzji: obejrzę jeden odcinek i zobaczę, nad czym wszyscy tak pieją.
Obejrzałam jeden odcinek.
A potem wszystkie pozostałe, dostępne tego dnia. I musiałam przyznać się do kapitulacji.
Skrótowo, by nie straszyć niepotrzebnymi spoilerami.
Ludzkość została niemalże wytępiona.  Od lat nie panuje już nad Ziemią, a tłoczy się w obrębie trzech murów. W wewnętrznym, najbezpieczniejszym, żyje najbogatsza elita, co potwierdza powszechną regułę, że kto ma pieniądze, ma także władzę. I dużo innych przyjemnych rzeczy.
Poza murem rozpościera się terytorium Tytanów. Są to makabryczne kreatury z grubsza(łagodnie mówiąc) przypominające ludzi. Tyle że mierzących kilka – kilkanaście metrów, czasami dziwnie zdeformowanych, z wyjątkowo paskudnymi uśmiechami na gębach. No i niezbyt inteligentnych.   
Ta cecha bynajmniej nie przeszkadza im wyjątkowo  sprawnie pożerać ludzi, którzy nieszczęśliwym trafem znajdą się w zasięgu ich rąk.  
Tytani nie są jednak dość wysocy – bądź silni – by przedostać się przez Mury, w skutek czego od lat ludzkość żyje za nimi względnie bezpiecznie. Tytani są za murem, my jesteśmy w środku, więc nie ma się czym martwić. Prawda?
Nasz główny bohater bynajmniej nie podziela tego optymistycznego zdania. Eren, młody chłopiec – właściwie prawie dziecko – złości się na tą postawę i marzy o dołączeniu do Zwiadowców – jedynej grupy śmiałków, która zapuszcza się poza mur. Razem z przyjaciółmi – budzącą momentami przerażenie rówieśników Mikasą i inteligentnym Arminem – zgadzają się, że dobre czasy nie trwają wiecznie i mogą skończyć się w najmniej oczekiwanym momencie.
Ich przypuszczenia sprawdzają się szybciej, niż mogliby oczekiwać.
Bo oto nagle gigantyczny Tytan przebija się przez mur, otwierając przejście swoim pobratymcom.
Na ulicach zaczyna się rzeź.

To nie jest leciutkie, przyjemne anime, które ogląda się dla poprawy nastroju.  To kawał dobrze opowiedzianej, mrocznej historii.  Nawet mnie, wzorcowego antyfana gatunku, wciągnęło dosłownie od pierwszego odcinka.   Tym samym przedstawiam moje subiektywne powody, dla których to anime jest pozycją obowiązkową.  Powodów jest osiem.  

1.       Klimat.  
Mroczny i przytłaczający, epatujący poczuciem zagrożenia. Lekko steampunkowa atmosfera miast i uzbrojenie armii plus surrealistyczni niemal Tytani. Jak dla mnie perfekcja.

2.       Bohaterowie.
Prócz zdeterminowanego i dającego się lubić Erena, całą gama postaci drugoplanowych i pobocznych. Każdy z charakterem, jedyny w swoim rodzaju.   No i nikt(w domyśle – postacie żeńskie) nie płacze bezsensownie co odcinek – gdyby rozbeczał się na polu bitwy, zostałby zjedzony. I po problemie.

3.       Kreska i animacja.
Nic dodać, nic ująć.  Nic nie jest przerysowane czy też potraktowane po macoszemu. Od postaci, przez sprzęt bojowy, po miasta – wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Nawet wygląd Tytanów, z zasady mających budzić obrzydzenie, jest starannie przemyślany. Choć tu brawa należą się przede wszystkim twórcy mangi.

4.       Muzyka.  
       Jej udział w tworzeniu klimatu i napięciu jest nie do przecenienia.  Świetnie podkreśla to, co dzieje się na ekranie.                                                                                                                                       
           5.       Pomysł.                                                                                                                                 
     Krwiożerczy Tytani pożerający ludzi? Byłam mocno sceptyczna wobec tej wizji.  Czy to nie sprowadzi akcji do bezmyślnego tłuczenia coraz to silniejszych potworów? Ale z jakichś powodów ten pomysł broni się, a oponenci kryją - wbrew pozorom – wiele tajemnic. 

6.       Przekaz.
       Setki żołnierzy giną, ale to nic, skoro główni bohaterowie żyją? To nie ten tytuł. Podoba mi się podkreślanie wagi każdego człowieka, który zginął w walce.  I ta presja, by nie zawieść tych, którzy poświęcili się w imię sprawy.

7.       Broń. 
      Sprzęt do trójwymiarowego manewru.  To odpowiedź na pytanie: jak zabić coś wielkiego, co ma słaby punkt tylko w jednym miejscu? Uprzedzam – nie, samolotów nie mamy.                                                                                                                                        

8.       Siła przyciągania.                                                                                                                     
Tak nazywam zjawisko, które polega na oglądaniu serii jednym tchem. I tą pokusę sięgnięcia po mangę, by wiedzieć, co będzie dalej. Jak na razie się powstrzymuję.  
Na razie.

Tak przedstawia się moje pierwsze wrażenie. Gdy seria się zakończy(a zapowiada się na dość długą) nie omieszkam się napisać podsumowania.
W tej chwili anime polecam całym sercem. Mam tylko nadzieję, że twórcy nie zmuszą mnie do zmiany zdania przed zakończeniem serii.  Ale cicho sza, lepiej nie zapeszać…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz